Minęło chyba dziesięć lat lub więcej, od dnia, gdy w multiplayerze natknęłam się na dwóch sympatycznych gości. Młodzi, dowcipni wymiatacze i na dodatek nie przeszkadzało im, że ja, to stara i marudna baba.
Robiłam z nimi trofea w :Red Dead Redemption, Uncharted II i III, w kilku grach z serii Assassins Creed no i Larę Croft też wspólnie przelecieliśmy.
Po drodze naszą ekipę zasiliła fajna dziewczyna a jako ostatni zjawił się wśród nas-sympatyczny Alan.
Gdy lata temu w środku lata odwiedził mnie Tecu.. ze swoją lepszą połówką- pomyślałam: "Wstąpili do piekieł - po drodze im było..." Ale gdy w moim różowym królestwie zjawił się uśmiechnięty wrocławianin- to wiedziałam, że musi być tego ciąg dalszy, że sam wirtual to trochę za mało.
I oto nadszedł 4 luty tego roku, gdy w moich progach zjawił się kolejny z moich graczy.
Nie protestował, gdy zaproponowałam mu fikuśne bamboszki i śliczny wianuszek do wspólnej fotki.